Przepisy prawne dotyczące komputera, programów komputerowych i pracy w sieciach komputerowych
WSTĘP
Jest Internet pełnym chaosu i anarchii środowiskiem, w którym może zdarzyć się dosłownie wszystko, Można powiedzieć i opublikować cokolwiek się zechce. W bibliotekach i czytelniach, w obecnych w nich książkach czy gazetach mamy do czynienia z informacjami, co do których możemy mieć nadzieję, że przeszły pewną kontrolę redakcyjną, otrzymały zatwierdzenie wydawnictwa, a później zaaprobował je bibliotekarz: w Internecie są na to małe szanse.
Nieograniczona możliwość publikacji w Internecie powoduje, że informacja się dewaluuje, czy raczej to na czytelnika spada ciężar oceny jej wartości. Z punktu widzenia wolności słowa i swobód obywatelskich to wspaniałe; z punktu widzenia edukacji - to koszmar. Dzieci i szkolna młodzież potrzebują więc przewodnika po internetowym uniwersum; takim przewodnikiem nie potrafią być jednak rodzice, to od dzieci często uczący się, jak wysłać list elektroniczny.
Jednak gdy informacja staje się światową walutą, a tak wiele informacji znajduje się w Internecie, pojawia się niezbezpieczeństwo powstania grupy ludzi, która nigdy nie widziała Internetu, nie rozumie jego znaczenia i nie sięgnie po korzyści, jakie daje ta sieć - odpowiednik plebsu. Z drugiej strony rośnie grupa ludzi stanowiących odpowiednik artystokracji w tym świecie: podpiętych do szybkich stałych łącz internetowych, publikujących informacje i wpływających na poglądy pozostałych; ich wykształcenie jest lepsze, mają lepsze perspektywy pracy i stają się coraz bardziej wpływowi. Czy ten podział już istnieje? Wystarczy rozejrzeć się wokół siebie... Być może nie tak ostro zarysowane, ale rozwarstwienie społeczeństwa już następuje, w miarę jak świat staje się coraz bardziej skomplikowany, a Internet ma coraz większy zasięg.
Coraz więcej rodzin ma w domach komputery osobiste, coraz więcej osób korzysta z nich w pracy czy w szkołach. Jednak trudno wyobrazić sobie, by w najbliższym czasie komputer stał się tak masowym sprzętem w domach na całym świecie, sprzętem takim jak telewizor czy radio. Jeśli więc komputer stanie się w XXI wieku podstawowym narzedziem służącym edukacji i informacji - to połowa społeczeństwa nie będzie miała do niego prywatnego dostępu, z czysto ekonomicznych przyczyn.
Jeśli nie w domu - to w szkole, w podstawówce, gimnazjum, liceum, na uczelni? Po części tak, jednak oczywistym staje się fakt, że dzieci z biedniejszych rodzin otrzymują gorsze wykształcenie; mniej z nich trafia na uczelnie. Te dzieci mają mniejsze szanse na kontakt z komputerem i Internetem, wykorzystanie tych narzędzi w swoim życiu; oznacza to, że zamykają się przed nimi w przyszłości interesujące i dobrze płatne zawody. Nie chodzi tu o to, że nie chcą takiego kontaktu; nie mają one po prostu dostępu do zasobów pozwalających na dobry start do Wieku Informacji, start, który prowadzi przez poznanie i wykorzystanie technologii informatycznych.
Rządy rozwiniętych państw podejmują starania, by rozpowszechnić technologie informatyczne, by umożliwić jak najszerszy dostęp do Internetu, rozwinąć nauczanie informatyki i korzystania z Internetu w szkołach. Jednak w tych projektach jest więcej propagandy niż realnych efektów: nie ma dość środków finansowych na dziesiątki tysięcy komputerów dla szkół czy tysiące podłączeń do Internetu. Edukacja, podobnie jak nauka, nie jest wysoko na liście wydatków budżetowych. Dla szkół lepszym wsparciem mogą być dotacje rodziców czy firm z przemysłu informatycznego. Ale czy nawet dziesięć tysięcy publicznie dostępnych komputerów może zmienić przyszłość milionów ludzi?
Można by zapewne zwrócić się do przemysłu informatycznego w dość mało realnym pomyśle udostępnienia dziś niezbyt drogo technologii do prywatnego użycia, w tym taniego jeśli nie bezpłanego dostępu do Internetu, w nadziei na długofalowe zyski. Jednak żadna firma informatyczna nie potrafi dostarczyć tyle sprzętu i usług, by rozwiązać ten problem na skalę kraju: może jedynie służyć pomocą lokalną, ograniczając się do jednorazowych akcji.
Rząd może dać pieniądze, firmy - sprzęt, kto jednak będzie przewodnikiem? Dzisiejsi użytkownicy Internetu będą jutro jego twórcami, tu doświadczenie liczy się w miesiącach, a nie dziesiątkach lat. Czy nawet dzisiejsze dzieci rewolucji informatycznej są w stanie być jutrzejszymi jej kapłanami? Czy będą nauczać chaosu wolności informacji czy tego, jak uczynić świat i swoje życie lepszymi przy pomocy Internetu?
Źródło: Richard Topping, Children of the revolution, PC Home, luty 1996.